Cześć dziewczyny!
Miło
mi znów do Was pisać po dłuższej nieobecności. Tak jak pisałam w poprzednim
poście ostatnie dni mojego życia spędziłam we Włoszech. Miałam nadzieję, że uda
mi się wstawić choć krótką notkę z mojego pobytu, ale niestety miałam dostęp do
Internetu głównie przez telefon, a to nie jest najwygodniejsze narzędzie do
pisania, przynajmniej dla mnie:) No, ale dość skupiania się na przeszłości (oh jak smutno mówić tak o wakacjach;) ). Dzisiejszą notkę bardzo krótką, ale moim zdaniem wartościową, poświęcę artystce, która mniej więcej rok temu zawładnęła moim sercem. Słyszałyście kiedyś o
Soley?
Nie
będę pisała nic na temat jej muzyki. Tego po prostu trzeba posłuchać. Wrzucam
kawałek, który jako pierwszy poruszył moje serce i duszę;)
W maju tego roku miałam okazję być na koncercie Soley (poniżej dowód rzeczowy, a właściwie zdjęciowy). I powiem Wam, że na żywo brzmi jeszcze lepiej. Magia.
Pozdrawiam,
b-p:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz